Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybyś jak ja pracowała po kilka godzin dziennie w naszem biurze, przekonałabyś się że jest ono jeszcze smutniejszem miejscem niż nasz dom.
— O! — zawołała Dowcipna, — w takim razie nie dziwię się wcale, że nabrałeś tam tej pogrzebowej miny, z jaką chodzisz po świecie.
— A jednak — zaczęła Piękna, — pan Sylwester i pan Kaźmierz...
— Nie mają pogrzebowej miny chociaż pracują w tem samem biurze, w jakiem codziennie przebywa Rodryg, — przerwała Dowcipna, — o, nic w tem dziwnego piękna moja siostro, dwaj ci młodzieńcy są bowiem zakochani...
Piękna zarumieniła się znowu do szkarłatu, i utkwiła oczy w talerzu; Dowcipna popatrzyła na nią uśmiechając się z tą figlarnością jaka u niej mocno przypominała złośliwość, i zwróciła się do matki.
— Czy mama wie o tem — zapytała, — że pan Sylwester kocha się w Pięknej?
Najmłodsza żywo poruszyła się na krześle, a pani Honorata nie podnosząc oczu na żadną z córek, odpowiedziała krótko.
— Wiem.
— I cóż mama o tem myśli? — nalegała średnia z sióstr figlarne spojrzenie rzucając na najmłodszą.
— Myślę — wyrzekła matka rodziny, — iz hołysz ten powinienby sobie wybić z głowy amory, a myśleć wprzód o zdobyciu kawałka chleba.