Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało jej się że jest ptaszkiem zamkniętym w ciasnej, bardzo ciasnej klatce, i że za tą klatką jest świat jakiś piękny, którego nie zna. Wyobrażała siebie w postaci małego przezroczystego obłoczku, zawieszała się na tonach muzyki której słuchała i leciała kędyś — sama nie wiedziała dokąd. Ale gdy tak leciała, ręce jej rozplotły się i ramiona roztworzyły; gorący jakiś strumień przepłynął jej przez piersi. Pomyślała sobie że jest biedną, bardzo biedną dziewczyną, bo nikt jej nie kocha. Nikt jej nigdy nie pieścił i nie pocałował. W domu w którym żyła, pieszczota i całunki były nieznane. Nagle przed oczami jej zawisła twarz ojca. Piękna chciała się do niej uśmiechnąć, ale poczuła nagle żal głęboki; zakryła oczy dłonią i zapłakała. Płacząc widziała wciąż przez łzy, wiszące przed nią i pływające po szlaku szarego światła, ciemne oczy pana Sylwestra. Oczy te patrzyły z miłością i łagodnie. W ten sposób nie patrzyły na nią nigdy oczy matki i sióstr. Piękna pomyślała sobie że pan Sylwester bardzo musi być dobrym. A ja, czy jestem dobrą? — zapytała siebie, i przecząco wstrząsnęła głową. Powinnabym jutro podejść do ojca, objąć jego szyję i pocałować go serdecznie. Gdyby tylko nie uśmiechał się tak jak uśmiecha się zwykle! Biedny ojciec!
Dla czego Piękna ojca swego w myśli swej nazywała biednym? Dla czego wyraz