Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

gu roboty nakształt maszyny, która zastanawia się nagle; nie wypuszał przecież pióra z ręki, a tylko trzymając je nieruchomo nad papierem, osłupiałym wzrokiem patrzył na swój stary kałamarz, i nie czuł jak łzy jedna po drugiej wypływały mu z pod powieki, i staczały się z pomarszczonych policzków na stół lub rozpostarte pisanie. Po pewnym przecież upływie czasu maszyna do kopjowania wróciła do swej uprzedniej akuratności, ale zarazem do głowy pana Walerego w całym komplecie a nawet ze znacznem powiększeniem wrócili Rorenstaubowie, Metternich, pałace i dobra podstępem odebrane, tytuły uzurpowane, złote kołyski, alabastrowe łoża i t. d.
Znajomi pana Walerego, którzy śmieli się zeń, ale sprzyjali mu jako nieobraźliwej, cichej istocie, która nigdy nie szkodziła nikomu a bawiła ich sobą często, namawiali go, aby opuścił swoje ciemne, posępne mieszkanie, a przeniósł się gdzieindziej, gdzieby mu było widniej, słoneczniej i weselej. — Nie, odpowiadał pan Walery, nie opuszczę tego mieszkania za nic w świecie. Żyłem w nim z Moniką i wychowałem Monikę. — Żona Monika i córka Monika były to dwie smugi świetlane, z których pierwsza przesunęła się przez mroczne życie pana Walerego i znikła, druga zaś świeciła nad niem ciągle, i coraz piękniej; byłyto dwie jedyne miłości, jakie zaznał upośledzony ten przez los i naturę człowiek, a mo-