Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/454

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze z podróży, i oczy tonęły w przestrzeni bez wyraźnego punktu oparcia.
— Mędrzec Epikurejski nie żyje jak cynik — szepnął jeszcze; ale nagle podniósł rękę do czoła, i powiódł nią po oczach jak człowiek czujący przez sen potrzebę obudzenia się. Stojący przed nim mężczyzna skorzystał z tej chwili.
— Panie Hrabio — rzekł swoim grubym szorstkim głosem, przyszedłem pożegnać się z panem.
— A, to ty Ryczu — zawołał hrabia wypływając całkiem na powierzchnię głębokich nurtów, — czy dawno tu jesteś?
— Od kwadransa — gniewnie mruknął Rycz, który w istocie niedłużej oczekiwał na obudzenie się hrabiego, jak parę minut.
— Przepraszam cię mój drogi, byłem zamyślony i nie spostrzegłem twego wejścia. Zdaje mi się, że coś mówiłeś, ale niedosłyszałem.
— Mówiłem, żem przyszedł pożegnać pana hrabiego.
— Jakto pożegnać? dlaczego? — zapytał hrabia niespokojnie poruszając się na swym fotelu.
— Tak — odparł Rycz — żona moja umarła....
— Wiem o tem, mój Sebastjanie — tonem współczucia i pożałowania odparł hrabia; wiem o tem dobrze, wszak to już od miesiąca....