Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa które wymawiał, a bardziej jeszcze nagięcie głosu, mieściły w sobie obelgę. Snać człowiek ten, który przed chwilą chylił czoło swe przed tą kobietą jak przed świętym dla niego przedmiotem czci i wiary, teraz uczuł się w prawie przemawiania do niej tak jak nieraz przemawiać musiał do tych kobiet, które porównywał z błędnemi meteorami i nocnemi motylami, które budziły w nim pogardę i zabijały wiarę w cnotę i godność niewieścią. Teraz w umyśle jego Ewa z kobietami temi na jednym stanęła szczeblu.
— Pojmuję, — mówił dalej Anatol tonem zimnego rozumowania — pojmuję dobrze, iż piękna kobieta wychowana w zbytku ulęknąć się mogła; że już nie powiem ubóstwa, ale skromnej mierności. Pojmuję to, bo ja mężczyzna, nawykły do różnych widoków tego świata, choć także urodzony i wzrosły śród zbytku, zadrżałem gdym po raz pierwszy ujrzał przed sobą twarz fortuny dotąd promiennej dla mnie — pobladłą. Lecz jam także wiedział o tem dobrze, że ta, która była moją narzeczoną, nie wiele lub nic prawie nie posiada; a jednak biegłem ku niej z niecierpliwością, której sam dziwię się w tej chwili, z wiarą, z której w tej chwili sam się uśmiecham, i czułem, że jeśli ona pozostanie mi wierną, jeśli serce jej w którem widziałem złożone nieskończone skarby, zostanie moją własnością, to będę bogaty jedną niezłomną wiarą, jednem szczęściem,