Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/364

Ta strona została uwierzytelniona.
—   358   —

Zresztą w okolicy miasta, śród której znajdowała się stara rudera, nic się od dziesięciu lat nie zmieniło; czarny Styks rozlewał jak niegdyś swe nigdy nie wysychające wody, a melancholijnie pochylony nad nim „dom nad kałużą“, pochylił się jeszcze melancholijniej, pozbawiony jedynych odznaczających go przed laty ozdób: firanek wpół białych wpół czerwonych, i papierowego siana z wyrastającemi zeń włóczkowemi grzybkami i ptaszkami. W ciągu ubiegłych lat dziesięciu, dom ten zmieniał po razy kilka mieszkańców, którzy wszyscy, jakkolwiek biedni tak w zasoby pieniężne jak w chęci weselenia się, długo jednak przebywać w smutnem tem siedlisku nie mogli.
Przez ostatnie dwa lata dom nad kałużą stał pustkami, nikt w nim już mieszkać nie chciał; aż pewnego dnia najniespodzianiej w świecie nieliczni mieszkańcy błotnistej ulicy, ujrzeli dążącą ku niemu gruppę ludzi ze znajomemi im twarzami, złożoną z dwojga niemłodych państwa, jednej podstarzałej panny, która wyglądała na złośnicę i jednego podstarzałego kawalera, który wyglądał na hulakę i pijaka. Byłato rodzina Suszyców, która po dziesięcioletniem przemieszkiwaniu na jednej z głównych ulic miasta, w jednej z najporządniejszych kamienic, sprowadzała się z powrotem do domu nad kałużą. Za wozami pełnemi sprzętów i przeróżnych gospodarskich rupieci, szła naprzód matka rodziny,