Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/420

Ta strona została uwierzytelniona.
—   414   —

ukształconego umysłu; bez tego srebrnego śmiechu, którego dźwięki świadczyły o świeżości piersi, wolnych od cienia zgryzot i wyrzutów; bez tych słów wychodzących z ust różowych a mówiących zawsze prawdę otwarcie i poprostu. Byłato jego Beatrice. Wyrzec się jej nie mógł, a gdyby mógł toby nie chciał.
Co stało się raz, to odstać się nie może. Przeszłości nikt nie wróci i nie poprawi. Ale przyszłość w naszem jest ręku. Niedołężni tylko ronią łzy nad grobami chwil ubiegłych; człowiek rozumny nie płacze ale działa. Działać, jestto prostować drogi swe jeśli są krzywe, wywabiać plamy osiadłe na duszy, błędy przeszłe okrywać cnotą teraźniejszą przed oczami Boga, ludzi, i własnemi. Na świecie musi być zawsze pewna ilość łez ludzkich wylanych. Jeśli ręka która wycisnęła ich tysiące, miljony ich oszczędzi, będzie miała prawo nazywać się ręką oczyszczoną. A któż jest bez zmazy? Są ludzie nie z jedną plamą ale z tysiącami plam, a jednak nie przestają żyć i postępować takiemi drogami jakiemi zda im się najlepiej. I cóżbyto było nakoniec, gdyby każdy kto raz zgrzeszył, zakładał ręce w rozpaczy i nic już dalej nie czynił, tylko wzdychał i lamentował nad swym upadkiem? Śmieszna myśl! nie lepiejże powstać i iść dalej, nigdy już więcej nie padać, ale przeciwnie wspinać się coraz wyżej, i całemi, doświadczonemi już siłami wytwa-