Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/438

Ta strona została uwierzytelniona.
—   432   —

było poznać odrazu namiętnego hulakę i nałogowego pijaka. Regularne nigdyś rysy, wykrzywione były i zeszpecone zrosłym z niemi, jakby cynicznym uśmiechem; cera chropowata i zaczerwieniona, odbijała rażąco przy światło złotych włosach; oczy błękitne i pełne sztucznie rozbudzonego ognia, patrzyły przed siebie nawpół zuchwale i drwiąco, nawpół bezmyślnie. Wyszedł z bramy i przelotne wejrzenie rzuciwszy dokoła miał iść dalej, gdy Suszyc położył mu rękę na ramieniu.
— Ferdynandzie — rzekł, — wróć do domu.
Zagadniony spojrzał na ojca zrazu bezmyślnie, potem z pewnem niezadowoleniem.
— A poco mam wracać? — zapytał, — czy ojciec masz zamiar dać mi pieniędzy?
— Wróć do domu, Ferdynandzie — powtórzył Suszyc głosem spokojnym lecz nakazującym, — mam zamiar powiedzieć wam wszystkim coś bardzo ważnego; chcę abyś i ty to usłyszał.
Syn zżymał się i namyślał chwilę. Sięgnął do kieszeni kamizelki, ale nie znalazł tam zegarka. Mruknął gniewnie, a potem zaśmiał się.
— Zapomniałem — rzekł, — że od kilku dni nie mam już zegarka. Powinienbyś ojcze dać mi pieniędzy na kupno innego. Która godzina?
Suszyc spojrzał na srebrny, bardzo stary i tani zegarek, który nosił pod wytartym paltotem na czarnej, jedwabnej tasiemce.