Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/498

Ta strona została uwierzytelniona.
—   492   —

Dembielińskiego jak i założony przez niego dziennik, była mu przez lat dziesięć źródłem złotodajnem. Całe to mienie zgromadzone pracą wspomaganą powodzeniem, i utrzymywane porządnemi przyzwyczajeniami, nieodstępującemi go nawet śród zamiłowania w zbytku, a raczej w tym komforcie, który dla ludzi pewnych sfer i przywyknień przestaje być zbytkiem — posiadał on teraz przy sobie, i rachował je ze skrupulatnością dłużnika, mającego nazajutrz wypłacić znaczne należności, badającego, czy po dokonaniu wypłat, cokolwiek jeszcze pozostanie wyłączną i prawą jego własnością. Żółty płomyk dogorywającej świecy, jaskrawo i zarazem smutnie odbijał na tle białych brzasków dziennych, wkradających się do pokoju przez otwory spuszczonych żaluzij, gdy Dembieliński ukończył rachunek, i wynik jego podzielił na dwie cyfry, z których jedna przedstawiała sumę bardzo znaczną, druga bardzo małą. Przez chwilę patrzył on na te dwie cyfry z wielką powagą, z zamyśleniem, które nie miało jednak w sobie nic przykrego. I owszem, brwi jego zsunięte w czasie nocnych rozmyślań, zakreślały teraz linje energiczne lecz równe i spokojne, nadające wyniosłemu czołu wyraz niezwykłej mu pogody; w zarysie ust znać było silne postanowienie, na dnie źrenic płonął smutek głęboki lecz cichy, połączony z uczuciem pewnego nieokreślonego uszczęśliwienia.