Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
— 92 —

ziemi spostrzega ciemną otchłań i z ponurym jej mieszkańcem rozmowę nawiązuje. Pierwszy raz światło spotyka się z ciemnością i przemawiają do siebie dwie otchłanie.
Prometeusz. Potężnym głosem udarował cię Zeus Rodziciel. Wśród grzmotu skał cię słyszę…
Syzyf. Mnie zrodziła ziemia.
Prometeusz. Ziemia, zapewne! I mnie także. Ale była mi matką tylko z ciała. Myśl moja z bogów idzie.
Syzyf. Ale co ty tam robisz w górze? Nie pojmuję wogóle, co tam można robić w górze.
Prometeusz. Wieczne przekleństwo rozbratu między przepaścią a szczytem! I ja żyję, bracie.
Syzyf. Więc i ty głazy toczysz?
Prometeusz. Moje życie to nieśmiertelny ruch i pęd myśli. Z bogów to mam… Ród mój jest nieszczęsny… On toczy myśli swoje, a myśli staczają się na dno. On toczy wolę swoją, a wola stacza się na dno. On toczy ducha swego, a duch stacza się na dno…
Syzyf. Biedny!
Echo. Biedny!
Echo dalsze. Biedny!
I tyle tylko, że nieszczęsny ród Tytanów widzi słońce, księżyc, gwiazdy, i przy ich świetle szuka prawdy, która nigdy nie była znaleziona. Znaleźć ją pragnie, znaleźć jej nie może i pragnienie, ukojenia nie znające, jest mózgowi jego sroższem, niż pot mozołu grzbietowi Syzyfowemu. Ale Syzyf o tem nie wie; on wogóle o niczem górnem nie wie, a kiedy dowiaduje się, to nie wierzy. Więc kochanek słońca, gwiazd i księżyca opo-