Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.
— 93 —

wiada mu o nich cudne i dziwne dziwy, a potem w drogę swoją, w walkę swoją, w mękę swoją odchodzi.
Jest tu jeszcze Prometeusz w tej pierwszej części poematu odziani w tunikę krótką i w czapkę frygijską. Jeszcze to jest zbuntowany, u wrót dzieła zamierzonego stojący duch rewolucjonisty. Więc krótka tunika niewolnika i czerwona czapka przewrotowca jeszcze mu przystoją. Plastycznością młodzieńczą rysują się w tej odzieży kształty jego, choć ma już w głosie brzmienie smutków przebytych, a na czole pieczęć niedalekiej męki.
Ale w części drugiej widzimy go już jako uskrzydlonego i w nimby świetliste upowitego genjusza. Już wykradł niebu ogień boski, już ziemię nim oświetlił i leci nad ziemię w triumfie objawiciela dróg, odnowiciela życia, dawcy siły i szczęścia. Ostatek rozlanego po ziemi ognia u piersi niesie i ten go piecze, pali, do żywej kości przegryza się przez skórę. To nic; on go z dłoni nie wypuści.

»Czuję swąd skóry własnej i skwierczenie ciała, ale nie puszczę… Ręki z ogniem z zanadrza nie puszczę… Błogosławię cię, męko moja. Trzykroć i trzykroć trzy błogosławię cię, bo ogień niosę. W cień, i zimno, i skrzepłość śmierci ogień niosę! Ludy i wieki widzę… ogniem znaczone idą… Jaśniej, coraz jaśniej… Ustępują mgły i błędne tumany. Jak zasłona oblubienicy spada z ziemi opar siny… Harfa światła brzmi okręgiem globu…«