Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.



Z RĄK DO RĄK.

W przejrzystym zmroku nocy południowej, która gwiazdami na niebie, a białością posągów na ziemi jaśnieje, jak posągi kształtni, jak bogowie weseli, młodzieńcy i dziewice greccy stanęli wielkiem kołem i oddają się ulubionemu igrzysku.
Z pod tunik i chlamid wyciągnięte ich ramiona, spokojne, swobodne, czujne, czyhają na zapaloną pochodnię, która, z rąk do rąk rzucana, chwytana, rzucana znowu, wielkie koło oblatuje, nie upadając, nie gasnąc, jak ptak płomienny, z piersi wyrzucający iskry, a z dzioba wstęgę różanego dymu.
W połyskach lotnego płomienia, smugi różane mkną po białych tunikach i po młodzieńczych twarzach, to występujących z mroku, to niknących w nim znowu, razem ze swemi uśmiechami radości i triumfu.
Triumf! Pochodnia gorejąca wiele już razy obleciała szerokie koło i nie upadła, nie dotknęła ziemi, nie zgasła, lecz owszem, coraz ognistsza, iskrzystsza, wzbija się, leci, świeci, różane dymy wonne po świecie rozwiewa.
Saphos! Saphos!
Oklaski wybuchają, w gaju mirtowym słychać wśród szmeru liści melodję radosną a słodką.