Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
— 107 —

To bogowie w głębiach gaju świętego hymn chwalebny wznoszą dla tych z pomiędzy śmiertelnych, którzy przez krótką przynajmniej godzinę zdołali uczynić ogień gorejący, ogień świecący — nieśmiertelnym.
Nagle stało się ciemno!
Pochodnia upadła i zgasła.
W ciemności rozlega się krzyk żalu i gniewu.
— Czyja ręka nie zdołała lub nie chciała pochwycić w locie płomiennego ptaka i przekazać go ręce innej?
— Gdzie jest ten, co harmonję zmącił, łańcuch rozerwał, światło zgasił i trwaniu ognia koniec położył?
— Niech wyjdzie pod światło gwiazd z obliczem rumianem od wstydu i przed kołem bratniem wzrok powiekami przysłoni, a głowę nisko pochyli, jak winowajca!
Oblicze, od wstydu rumiane, skrajem chlamidy zasłaniając i nisko chyląc głowę, winowajca opuszcza koło bratnie i, wyrzutami ścigany, oddala się, szuka ścieżyn samotnych, zmroków najgęstszych i znika w ciemnościach.
Ku morzu poszedł, którego tafla połyskliwa świeci w oddali, lecz ku gajowi świętemu kroków nie zwrócił. Bo powszechne w Grecji panuje mniemanie, że stopy bogów są twarde i serca nieubłagane dla tych, którzy ogniowi, roznieconemu wśród chłodów i ciemności ziemi, zgasnąć pozwalają…
Taka była o szarych godzinach letnich ulubiona gra młodzieży greckiej; taka też odbywa się w szarych mrokach świata nieustannie, wszędzie, dokoła nas i w oddali, tylko, otoczeni przez nią, widzieć jej nie możemy i, udział w niej biorąc, nie myślimy o tem, co czynimy.