Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
— 198 —

w umysłowej ekonomice ludzkości stanowi jakąś cyfrę, sumę ogólnych jej nabytków o jakieś ziarno pomnaża, coś przedstawia, o czemś świadczy, ten i ów przebłysk prawdy i piękna, choćby drobny, na świat rzuca. Więc nie o palenie na stosach, ani odmawianie wszelkiej wartości i zasługi iść tu może, lecz o ustanowienie różnicy, o stopnie tej drabiny, na której różni na różnych wysokościach stoją.
— Dlaczego na różnych wysokościach stoją?
— Różne umysły twórców i różne stopnie talentów, — powiadasz. Niezawodnie, lecz nie tylko. Przypomnij sobie, co mówiłem o rannych pobudkach i wieczornych elegjach pisarza, o głównych motywach najtajemniejszej pieśni jego życia, o tem jeziorze wewnętrznem, ukrytem, jemu samemu tylko znanem, i nawet jemu bodaj aż do dna nieznanem, z którego wytryskują jego pieśni, jak strumienie z macierzystego gruntu.
Otóż, gdybyśmy to wszystko poznać i przeniknąć mogli, poznalibyśmy i przeniknęli nie jedyną zapewne, lecz może najważniejszą przyczynę różnic i stopni. Może najważniejszą, bo jeżeli zdolność twórczą porównać można do kopalni klejnotów, to serce, wola, moralny wzlot i nastrój są górnikami, którzy zapuszczają się w tę kopalnię mniej lub więcej głęboko i dobywają z niej brylanty mniejsze lub większe, mniej lub więcej czystej wody. Są one jeszcze jubilerami, bez których pilności, ręce najzręczniejsze nie mogą być dość pilne, ani dość cierpliwe i są też jeszcze skrzydłami, na których waży się duch twórczy i nie opuszcza roboty, ani mdleje lub kona, choć w kopalni duszno, ciemno, czasem krwawo.