Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.
— 203 —

wkupić się do cechu modernistów. Inny, zdrów i wesół przedtem, zaczął w tymże celu udawać melancholję i tak dobrze ją udawał, że naprawdę w nią popadł. A pisarze, — ma się rozumieć tacy, którzy jeszcze berła w dłoni nie dzierżą, — Boże! jak się lękają mojego modernisty! »Co! — powiada jeden — pan myśli, że ja w Boga wierzę? Czy pan mię bierze za mego pradziadka?« A drugi: »Utworowi temu zarzuca pan liryzm! Czyliż tak staroświeckim jestem? Niech się pan lepiej wczyta; zobaczy pan, że w gruncie rzeczy ci dwunożni kochają się u mnie zupełnie, jak czworonożni«. A on, z ramionami skrzyżowanemi na piersi i z uśmieszkiem na ustach wysłuchawszy wiersza Mickiewicza, lub Asnyka, pobłażliwie mówi: »Ładne! ładne!« I zaraz dodaje z litością: »Mais comme c’est vieillot! n’est ce pas?«
Niedawno słyszałem, jak utrzymywał, że scena w więzieniu pomiędzy Winicjuszem i Lygją, w powieści Quo Vadis, jest nienaturalną, a nawet zupełnie contre nature. Dlaczego? — zapytano. »Jakże! objaśniał z przebiegłym uśmiechem: — kochają się, są we dwoje i — nic. Gdyby to pisał modernista, mielibyśmy mniej lub więcej wiernie przedstawiony obraz sposobu sprowadzania na ziemię — nowego jej obywatela. Bo takimi są ludzie, wszyscy na świecie ludzie: gdy tylko kochają się i zostają sam na sam, — zaraz nowy obywatel! A te różne inne rzeczy: gruchania, wzloty, liryzmy, mogą być ładne, bardzo ładne, ale nie są naturą, ce n’est pas nature et c’est vieux jeu! Sienkiewicz zresztą bywa często vieux jeu. Naprzykład w Bez Dogmatu, walka