Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.
— 225 —

Wtem, na iskrzącym błękicie firmamentu ukazał się ptak wielki i, jak czarny kamień, nieruchomo zawisł w powietrzu, nad lasem. Był to jastrząb. Czy tak na złotych wysokościach zawieszony oczyma chciwemi wpatrywał się w głębie leśne? Czy spostrzeżono go na tych głębiach i co się w nich dziać zaczęto? Niewiadomo.
Złote, gorące, miłosne oko słońca i chciwe, krwią zaszłe, krwi łaknące oko drapieżcy, jednocześnie patrzały w czarę, nalaną polotami, szczebiotami, śpiewami życia. Ptak lotem prostopadłym spadł na las i w gęstwinie jego wierzchów zniknął. Na dole lasu, rozległ się krzyk przerażenia i przemieniony w gamę śmiertelnych bólów, trwał długo, potem umilkł...
Coś tam na kwitnącem podłożu leśnem skonało w męczarni.

IV.

Gdy pszenica dojrzewa, gdy pod sierp żniwiarki chyli się ostrym wąsem nastrzępiony kłos jęczmienia, gdy o zmrokach, nad śnieżnym łanem gryki uwijają się chyże, kręte, tajemnicze loty nietoperzy, w wieczory ciemne i bezwietrzne, gwiazdami, tylko oświetlone, rozpoczyna się na całej długości Niemna dziwne igrzysko ludzi z motylami i motyli z ogniem. I jest to igrzysko po dwakroć śmiertelne.
Od wsi, osiadłej na wysokim brzegu, od innej, która szarzeje w oddali, od trzeciej, dziesiątej, setnej, od zagród i dworów, gdziekolwiek ludzie gromadnie, albo choć trochę gromadnie żyją, ze stoków wybrzeży,

Nowele i szkice
15