Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
— 33 —

ona gazelę. Nikt ze śmiertelnych, nikt nawet z bogów — ani sam Apollo, — nie wydał się jej tak pięknym, jak ten młodzieniec, którego królewską urodę szczęśliwa miłość przyoblekała w blaski nadziemskie. Nie chciał snać zabić pięknego zwierzęcia, bo strzały Sylli uprzedziwszy, na gibką szyję gazeli zarzucił pętlę arkanu i łagodnie powiódł ją ku Śpiewnej, która nad strumieniem powrotu jego z łowów czekała.
W jaki sposób Śpiewna przyjęła dar kochanka, jak wspólnie i czule pieścili gazelę, co on jej opowiadał, o czem ona śpiewała, jakim śmiechem wesołości napełnili ustroń leśną i jak ich okryła cisza niezmącona szczęścia, — wszystko to z za cyprysów ujrzała, usłyszała Sylla i, w głębie lasu odbiegłszy, złotą rózgą smagnęła swoją błękitną psiarnię, ku złotym rogom jelenia przypadłszy, zapłakała deszczem kipiących i wrzących łez…
Nigdy dotąd nie kochała nikogo. Posiadała wszystko, a zapłonęła zazdrością ku córze biednego pasterza. Była potężna, a uczuła się słabą. Miała moc i prawo wstąpienia w koło bogów, a pragnęła być samotną, aby z załamanemi dłońmi i głową schyloną, powolnemi kroki móc chodzić lepszemi drogami i dumać, i tęsknić, i marzyć…
Odtąd Zefir, ścigany przez zakochaną w nim nimfę, nie zaznał spokoju. Zjawiała się przed nim w miejscach różnych, znajdowała go w zaciszach najgłębszych, wabiła, nęciła wdziękami, mocami wszystkiemi, w jakie zaopatrzyli ją hojni bogowie.
Raz, przybyła ku niemu w postaci dzieweczki niewinnej, uległej, skromnej, wonna, rozkwitła jak wiosna,

Nowele i szkice
3