Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.
—   185   —

morzu zbrodnią, tę drugą wybrał. Zbójcą być wolał niż niewolnikiem...
Tu, mowę Skatona, szyderczą i popędliwą przerwał Psakon barczysty, a tak pokorny, jakby wnet upaść i u stóp Belianusowych czołgać się zamierzał.
— Będęż śmiał ja, który ani wolnym, choć drobnym rolnikiem, jak Hermajus, ani trybunem i wodzem sprzymierzonego z wami narodu, jak Skato, nie byłem — ja, który ssałem pierś niewolnicy, przemówić do ciebie, przyjacielu dawnego pana mego; Skorusa? Chyba słowami memi wspaniałe i rozweselające wspomnienie na umysł ci przywiodę! Czy dawno, o potężny, widziałeś teatr Skorusa? Przepyszny teatr! Cud świata! Wyraźny dowód niepojętéj potęgi ziemskich bogów! Zdobi go kolumn czterysta i trzydzieści tysięcy posągów, trzydzieści tysięcy widzów napawać się w nim może rozkoszą sztuki. Dziesięć razy lud rzymski obchodził noworoczne święto saturnalii, zanim ośm tysięcy niewolników wznieść go zdołało... Byłem jednym z tych ośmiu tysięcy...
Mówiącego Tyfiros odpychał, wołając:
— Bodaj cię Jowisz gromem swym zdruzgotał, samochwalco! O teatrze Skorusa prawisz a przecież wznosiłeś go przed obliczem ludzi i słońca. Kartagińskie kopalnie, to dopiéro państwo rozkoszy! Tam, pod ziemią, błyszczące kości