Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
—   186   —

ziemi, w piekielnych ciemnościach i swędach, toporami łamie niewolników czterdzieści tysięcy, a mnie słabe pacholę, z górskiego gniazda porwane, za to, żem w góry moje chciał uciekać, do raju tego wtrącono. Ledwiem życie ztamtąd uniósł, a z życiem prześliczne piosenki, które się z téj kupy udręczonych duchów wylęgły, jak z gnojowiska brzęczące chrząszcze... Jedną z tych piosnek rozweselę cię wnet, Belianusie, boż pewno ze smutkiem spostrzegasz nieobecność nadwornych swych piewców!
Smukły i gibki, z pacholęcego wieku zaledwie wyrosły galijczyk, na bladych plecach obnażył niezgojony jeszcze rysunek sinych pręg, z krwawemi piętnami zmieszanych i lutnią ująwszy w ramiona, śpiewać zaczął pieśń podziemną, stukami młotów, świstami biczów, krzykami buntów napełnioną. Ale tym razem nikt lirnika piratów nie słuchał, bo głos jego, wyprzędzony z kryształu i srebra, zagłuszał swym krzykiem gladyator Tregnadon, który, trójzębem wywijając, coś o ojczystéj swojéj Tracyi prawił, a potém o arenach, o palcach w dół spuszczonych, o towarzyszu swym, Spartakusie, który, według powieści jego, teraz właśnie dokoła Etny, sroższy nad Etnę wybuch w Sycylii gotował. Z potężnym Tregnadonem współcześnie mizerny Kamon, niegdyś mitrydatowy majtek, opowiadał o strasznéj nędzy, którą prze-