Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

szawszy szelest uchylającéj się zasłony, podniosła głowę, a na widok wchodzącego Wespiliona porwała się z siedzenia, cofnęła o kroków parę i przylgnęła jakby do marmurowego słupa, z bielejącém u szczytu popiersiem jednego z ulubionych poetów Wespilii. Obu dłońmi zgarniała sobie na pierś gęstwinę włosów, jakby pod niemi niewidzialną stać się pragnęła, a z pochyloną nieco głową wlepiała w męża na poły zalęknione, na poły osłupiałe spojrzenie.
Poważny w ciemnéj swéj tunice, Wespilion blady był i surowy, ale spokojny. W milczeniu postąpił kroków parę i usiadł na sofie, przy któréj stał purpurowy podnóżek i leżała na podłodze rozwarta książka. Atia to snadź tylko co czytała swéj opiekunce wzmacniające słowa filozofa greckiego, bo karty książki okryte były greckiemi głoskami, a tuż przy nich wił się pas srebrny, który dziś błyszczał na białéj tunice dziewczyny. Wespilion usiadł i po chwilowém milczącém patrzaniu na Turyą, spokojnym choć surowym ozwał się głosem:
— Dla czego, Turio, drżysz przedemną jak niewolnica na widok srogiego pana? Jeżeli znienawidziłaś mnie, wyprostuj się owszem dumnie i jak kobiecie prawéj przystoi, powiedz przyczyny, dla których uczucia swe zmieniłaś. Po to przyszedłem tu.
Turia ochłonęła już z wrażenia, które uderzyło