Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka godzin potem, Mieczysław Lipski, znużonym krokiem wstępował na wschody swego mieszkania, powoli przeszedł kuchenkę, i w przyległym pokoju, z głośnem stęknięciem, usiadł na twardej staroświeckiej kanapie. Był widocznie ciężko znużonym, twarz jego wróciła do swej jednolitej papierowej białości; giestem zamyślenia i stroskania przesuwał długą, białą swą ręką po zmarszczonem czole. Nie zdziwiło go to wcale, że Joanny w kuchence nie zobaczył. Zeszła może na dziedziniec, do praczki, albo może zabrała ją na ten dzień do siebie poczciwa Rożnowska.
Jednak Joanna znajdowała się w kuchence, tylko siedziała w ciemnym jej kątku, ukryta za wysoką poręczą łóżka. Widząc wchodzącego brata, nie zerwała się zaraz, jakto bywało zwykle, aby przywitać go i zapytać, czy czego nie potrzebuje? Nie mogła może od razu wyrwać się z zamyślenia, albo miała do niego trochę żalu zato, że tak nieprędko wracał. Po kilku jednak minutach wstała, i powoli, cicho weszła do przyległego pokoju.
— Jesteś więc! gdzieżeś była?... — zapytał Mieczysław.
— Byłam w domu, tylko mię nie spostrzegłeś. Rożnowska przysyłała prosząc, abym do niej na resztę dnia przyszła, ale nie chciałam...