Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
XXVIII

Listy me! wszystko martwy papier, niemy, biały!
A jednak listów paczka rwie się, jakby żywa,
Z rąk drżących, gdy wstążeczki rozluźniam ogniwa,
By na kolanach moich, wolne, spoczywały.

Ten mówił, — radby widzieć raz, choć chwili małej,
Przyjaźń w mem oku; ów zaś dzień wiosny nazywa,
W którym przyjdzie mej ręki dotknąć... tak szczęśliwa
Byłam tą wieścią prostą, że łzy się polały.

Ten znów: kocham cię; drżałam, jakgdyby mi owa
Przyszłość Boża w minione dni gromami biła.
Ów mówił, twoim jestem — treść listu się snowa

Pismem bladszem... na sercu-m go wrzącem nosiła.
Miłości, nadużyte byłyby twe słowa,
Gdybym, coś tu napisał, mówić się ważyła!