Strona:Elwira Korotyńska - Wróbelek i kotka.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

Matka Zosi podeszła do kotki i pieszczotliwie zaczęła do niej przemawiać:
— Niemądra Mruczysia! A któżby ci twój skarb najdroższy odbierał? Nie znasz nas? Czyśmy ci kiedy wyrządziły jaką krzywdę? Kiciuś! Kiciuś ślicznotka!
Mruczysia, widząc, że dziecka jej nikt nie zabiera, z ufnością spoglądała na tych, co ją odwiedzili, ciesząc się tem, że głaskano jej maleństwo i pieszczono.
Odtąd dawano więcej mleka i innego pożywienia Mruczysi, karmiła bowiem małą swą kocinkę, która była nienasycona i wciąż miauczała.
Zosia z niecierpliwością oczekiwała aby przejrzało małe stworzenie i codziennie oglądała jego zamknięte powieki.
Aż nareszcie! Pewnego dnia otwarły się oczki i śliczny biały kotek przestał być niewidomym.
Cieszyła się Zosia, cieszyła się też Mruczysia, przyglądając się z radością figlarnemu kociakowi.
Po tygodniu widzenia, kotek przestał już miauczeć o jedzenie.