Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/131

Ta strona została przepisana.
XI.
»Chrystus i Barbes«.

Gdy tylko znalazł chwilę czasu obywatel Ramon, którem u udało się znaleść zajęcie w jednej z kuźni w Ria, przybywał spędzić wieczór z przyjaciółmi w Katlarze. Unikał gościńców, przemykał wąwozami wzdłuż rzeki, a doszedłszy pod ogród Malhiberna, w drapywał się po skałach, przełaził kamienny mur i zjawiał się niespodziewanie pośród grona spiskowców.
Spiskowano bowiem teraz u dragona. Oczekując ceremonii przyjęcia, nowi »bracia« zaznajamiali się z rytuałem stowarzyszenia. Wymieniali znaki rozpoznawcze, np. pozdrowienia, polegające na tem, że kłaniano się czapką w prawo, a potem co prędzej ją chowano pod lewą pachę, uściski dłoni bardzo skomplikowane. Cały ten ceremoniał musiano zapamiętać doskonale, a Ramon za każdym razem pouczał, poprawiał.
— Przypuśćmy naprzykład — mówił do Jepa — że znajdujesz się w kawiarni i ktoś cię zaczepia. Wystarczy, gdy uderzysz się po czole — ot tak... i zawołasz: Chrystusie! a wszyscy bracia, jeśli są w sali, powstaną jak jeden mąż, by ci pospieszyć na pomoc. Prawda jakie to wygodne? Patrz, oto tak!
Ramon wykonał ruch i krzyknął, Jep po nim,