Strona:Emilka dojrzewa.pdf/123

Ta strona została przepisana.

ry’ego, to powinnaś być zbyt dumna, aby przebywać z Perrym Millerem.

— Zbyt dumna jestem, aby z nim nie przebywać, — odrzuciła Emilka.

— Nie rezonuj, gdy mówisz ze mną, Emilko. Tutaj nie będziesz rządzić się swym kaprysem, tak jak w Srebrnym Nowiu. Nie życzę sobie, żeby najemnicy odwiedzali moją siostrzenicę. Nie wiem, skąd masz takie upodobania. Nawet ojciec twój miał pozory człowieka z towarzystwa. Idź na górę i rozpakuj swoje rzeczy. Potem odrabiaj lekcje. O 9-tej idziemy do łóżka!

Emilka była oburzona. Nawet ciotce Elżbiecie nie przyszło do głowy zabronić Tadziowi wstępu do Srebrnego Nowiu. Zamknęła się w swoim pokoju i rozpakowała rzeczy. Pokój był bardzo brzydki. Drzwi nie domykały się szczelnie. Sufit był ścięty i nad łóżkiem tak niski, że mogła go dotknąć ręką. Nie było tu znać smaku Murrayowskiego.

— Wolę nie patrzeć dokoła, bo oczy mnie bolą... ten pokój jest niegościnny, nie pragnął mnie bynajmniej, a ja się nigdy do niego nie przyzwyczaję — pomyślała Emilka.

Tęskniła okropnie do domu. Tęskniła do świec Srebrnego Nowiu, do ukochanych drzew, do muzyki wichru w gaiku Wysokiego Jana, a nawet do cmentarzyka, na którym spoczywali zmarli Murrayowie.

— Nie będę płakać. — Emilka zacisnęła piąstki. — Ciotka Ruth wyśmiałaby mnie. W tym pokoju nie polubię niczego. A co jest za tem oknem?

Wychyliła się. Okno wychodziło na świerki, owiała ją woń balsamiczna. Na lewo drzewa tworzyły

119