Strona:Emilka dojrzewa.pdf/140

Ta strona została przepisana.

rok, albo dwa będzie pani mogła z pewnością współpracować z nami. Niech pani pracuje nadal.

— Dziękuję — rzekłam. — Nie martwię się tem. Czemże? Ja nie rymuję „mętny” z „wierny”. Gdybym to robiła, miałabym się czem martwić istotnie.

Ewelina zarumieniła się powyżej uszu.

— Nie okazuj tak wyraźnie twego rozczarowania, dziecko — rzekła.

Ale zauważyłam, że niebawem zmieniła temat.

Dla własnej satysfakcji napisałam krytykę wiersza Eweliny zaraz po powrocie ze szkoły. Wzorowałam ją na szkicu Macauley’a o biednym Robercie Montgomery i tak się ubawiłam, że już się nie czułam upokorzona, ani przygnębiona. Muszę to pokazać panu Carpenterowi, gdy pojadę do domu. Będzie się zaśmiewał.

6 listopada 19...

Zauważyłam dzisiaj, przeglądając mój dziennik, że przestałam po krótkim czasie notować moje dobre i złe uczynki. Zapewne dlatego, że większość moich uczynków była na pół dobra, na pół zła. Nigdy nie mogłam ustalić, do jakiej kategorji należy dany uczynek.

W poniedziałek zrana zaczną się egzaminy. Dzisiaj zrana przytoczyłam wiersz z mego poematu „Wiatr Morski”. Kiedy opuszczałam grono Egzaminatorów i miałam zejść na dół do klasy najmłodszej, odwołała mnie panna Aylmer, wice-przełożona szkoły:

— Emilko, co to jest za piękny wiersz, ten, który przytoczyłaś w swem opowiadaniu? Skąd go masz? Czy znasz cały utwór?

136