rok, albo dwa będzie pani mogła z pewnością współpracować z nami. Niech pani pracuje nadal.
— Dziękuję — rzekłam. — Nie martwię się tem. Czemże? Ja nie rymuję „mętny” z „wierny”. Gdybym to robiła, miałabym się czem martwić istotnie.
Ewelina zarumieniła się powyżej uszu.
— Nie okazuj tak wyraźnie twego rozczarowania, dziecko — rzekła.
Ale zauważyłam, że niebawem zmieniła temat.
Dla własnej satysfakcji napisałam krytykę wiersza Eweliny zaraz po powrocie ze szkoły. Wzorowałam ją na szkicu Macauley’a o biednym Robercie Montgomery i tak się ubawiłam, że już się nie czułam upokorzona, ani przygnębiona. Muszę to pokazać panu Carpenterowi, gdy pojadę do domu. Będzie się zaśmiewał.
Zauważyłam dzisiaj, przeglądając mój dziennik, że przestałam po krótkim czasie notować moje dobre i złe uczynki. Zapewne dlatego, że większość moich uczynków była na pół dobra, na pół zła. Nigdy nie mogłam ustalić, do jakiej kategorji należy dany uczynek.
W poniedziałek zrana zaczną się egzaminy. Dzisiaj zrana przytoczyłam wiersz z mego poematu „Wiatr Morski”. Kiedy opuszczałam grono Egzaminatorów i miałam zejść na dół do klasy najmłodszej, odwołała mnie panna Aylmer, wice-przełożona szkoły:
— Emilko, co to jest za piękny wiersz, ten, który przytoczyłaś w swem opowiadaniu? Skąd go masz? Czy znasz cały utwór?