Strona:Emilka dojrzewa.pdf/61

Ta strona została przepisana.

Tylko, że te sprawy mają pewien podkład, którego rzeczy piękne są przeważnie pozbawione! Światło księżyca czyni cuda z płytami grobowemi, nawet najbrzydsze wyglądają pięknie. Strasznie jest gorąco, udusić się można, a te potężne grzmoty słychać coraz bliżej. Mam nadzieję, że Ilza i ja zdążymy do domu, zanim zerwie się wicher. Och, panie Sampson, panie Sampson, Bóg nie jest Bogiem surowym i gniewnym, nie wie pan nic o Nim, skoro pan tak twierdzi. Jest niezadowolony, gdy błądzimy, to pewne, ale nie wdaje się w drobiazgi, nie jest małostkowy. Pański Bóg i Bóg Heleny Greene są zupełnie do siebie podobni. Wstałabym chętnie z miejsca i powiedziałabym to panu, ale tradycja Murrayowska nakazuje siedzieć przykładnie w kościele. Pan wykrzywia obraz Boga, On jest piękny. Nienawidzę cię za to obrzydzanie ludziom Boga, ty przysadzisty, krępy człowieczku.

Pan Sampson, który kilkakrotnie zauważył skupiony wzrok Emilki i jej potrząsanie główką w pewnych momentach, skończył kazanie i usiadł, przeświadczony, że wywarł niesłychanie głębokie wrażenie na tej małej dziewczynce. Zebrani czekali chwilę na hymn i błogosławieństwo, ale na odgłos pioruna, całkiem już bliski, zaczęli tłumnie opuszczać kościół, dążąc do domu i do świeższego powietrza. Emilka, porwana przez ten prąd ludzki, straciła z oczu ciotkę Laurę. Tłum odrzucił ją od wyjścia, na lewo, za katedrę. Upłynęło sporo czasu, zanim zdołała się oddzielić od tłumu i pobiec dokoła do głównego wyjścia, gdzie miała nadzieję spotkać Ilzę. Ale i tu był tłok, który wprawdzie topniał szybko, lecz Ilzy nigdzie nie mogła dostrzec. Wtem przypomniała sobie Emilka, że

57