Strona:Emilka dojrzewa.pdf/62

Ta strona została przepisana.

zostawiła w ławce swoją książkę do nabożeństwa. Wróciła szybkim krokiem do ławki za chórem. Musiała odnaleźć tę książkę, bo wsunęła do niej kartkę z notatkami, skreślonemi ukradkiem podczas nabożeństwa. Był tam opis raczej niepochlebny panny Potter, charakterystyka dość cięta samego pana Sampsona i jeszcze kilka humorystycznych uwag, które pragnęła ukryć przed okiem ludzkiem ze względu na owe osoby i na szacunek dla swego natchnienia: ujawnianie swoich najskrytszych myśli uważała Emilka zawsze za profanację własnego „ja”.

Stary Jakób Banks, zakrystjan, trochę ślepy, a zupełnie głuchy, gasił lampy, gdy Emilka weszła do swej ławki. Emilka chwyciła książkę do nabożeństwa, leżącą na pulpicie. Karteczki nie było wewnątrz. Ale przy mdłem światełku ostatniej lampy, gaszonej dopiero w tej chwili przez starego Jakóba, dostrzegła ów kawałek papieru na kamiennej posadzce. Przyklękła i włożyła go do książki. Jakób przez ten czas wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Emilka nie zauważyła tego, kościół był oświetlony blaskiem księżyca. Przyjrzała się teraz bacznie owemu kawałkowi papieru. To nie ten! Gdzież on mógł być, ów właściwy? Otóż i on. Emilka podniosła z podłogi upragnioną kartkę i pobiegła do drzwi, które się nie otworzyły.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Jakób Banks wyszedł z kościoła, że jest tu sama jedna. Daremnie próbowała otworzyć wrota kościelne. Zaczęła wołać pana Banksa. Wreszcie pobiegła do głównego wejścia. Usłyszała tylko turkot odjeżdżającego pojazdu, a jednocześnie księżyc schował się widocznie za chmury i kościół pogrążył się w ciemnościach. Emilka krzyknę-

58