Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/127

Ta strona została skorygowana.

pomszczenia swej zranionej dumy, ach, dumy! Gorsze od niesprawiedliwości było upokorzenie, zawarte w tym fakcie dzisiejszym. Ona, Emilja Byrd Starr, na którą nigdy ręki nie podniesiono, została zbita, jak niegrzeczne dziecko, w obecności wszystkich koleżanek. Któżby to zniósł i przeżył?
Wtem los skierował kroki ciotki Laury do saloniku: poszła po list, leżący na dolnej półce w bibljotece. Zabrała z sobą Emilkę, chcąc jej pokazać ciekawą starą księgę, która była niegdyś własnością Hugona Murraya. Przerzucając szpargały, znalazła dużą paczkę papieru, zakurzoną, ale poza tem nietkniętą zębem czasu, niepomiętą nawet.
— Czas już spalić te stare papiery listowe — rzekła. — Cóż za stos! Ojciec był ongi naczelnikiem poczty miejscowej, jak zapewne wiesz, Emilko. Dyliżans przyjeżdżał wówczas tylko trzy razy na tydzień. Matka pisywała dużo listów, stąd te stosy papieru. Ale teraz spalę to wszystko.
— Ach, ciotko Lauro — westchnęła Emilka, w której pragnienie i strach tak walczyły, że ledwo mowie mogła — nie pal tego papieru, proszę! Daj mnie go.
— Po co, dziecko, czy ci się to przyda?
— Cioteczko, marzę o papierze, aby móc pisać. To byłby grzech spalić tyle papieru.
— Weź sobie ten papier, kochanie. Tylko lepiej będzie nie pokazywać go ciotce Elżbiecie.
— Nie pokażę, nie pokażę... — wyjąkała Emilka.
Zaniosła swą cenną zdobycz na pierwsze piętro, stamtąd na strych, gdzie już sobie urządziła kącik, w którym jej nieprzyjemny zwyczaj rozmyślania o „nie-

121