Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/278

Ta strona została skorygowana.

niejsza), a Ilzie dałam grzebień. Kupiłam to wszystko sama za pieniądze z jajek. (Nie będę miała już tak prędko pieniędzy z jajek, bo moja kura przestała składać jajka). Wszyscy byli zadowoleni, a wuj Wallace uśmiechał się do mnie. Gdy się uśmiechał, wydawał mi się mniej brzydki.
Po obiedzie bawiłyśmy się z Ilzą w kuchni. Później była jeszcze obfita kolacja, ale nikt nie mógł jeść dużo, bo wszyscy zjedli za dużo na obiad. Ciotka Ewa miała ból głowy, a ciotka Ruth wyraziła zdziwienie, dlaczego ciotka Elżbieta robi takie „bogate” kiełbaski. Ale reszta była w dobrym humorze, a ciotka Laura podtrzymywała ten nastrój. Ona umie wszystkich rozweselić. A nakoniec rzekł wuj Wallace (jeszcze jedna tradycja Murrayowska): „Wspomnijmy teraz tych, którzy już odeszli”. Podobał mi się sposób wypowiedzenia tych słów: uroczysty i pełen prostoty zarazem. W takich chwilach szczęśliwa jestem, że płynie w moich żyłach krew Murrayów. Pomyślałam o Tobie, Ojcze ukochany, o Matce i o biednej Kici i o prababce Murrayowej i o moim żółtym zeszycie, spalonym z powodu ciotki Elżbiety. Dla mnie była to jakby osoba. Wreszcie złożyliśmy ręce i zaśpiewaliśmy pobożny hymn, zanim wszyscy się rozjechali. Już się nie czułam obco wśród Murrayów. Ciotka Laura i ja odprowadzałyśmy gości do powozów. Ciotka Laura objęła mnie ramieniem i rzekła: „Twoja matka, Emilko, i ja, stałyśmy tak zawsze na ganku i odprowadzałyśmy gości wigilijnych”. Śnieg skrzypiał, dzwonki na saniach dźwięczały srebrzyście między drzewami, a na dachach zabudowań gospodarskich błyszczał mróz w świetle księżyca. Wszystko było takie piękne i kochane (dzwonki,

272