Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/310

Ta strona została przepisana.

— Przyprowadziłam wam, drodzy przyjaciele, znakomitego dziennikarza francuskiego, pana Henryka Nessera!
Zwracając się do niego rzekła:
— Może się pan z łatwością porozumieć z tymi panami, bo wszyscy biegle mówią po francusku. Ja zaś tymczasem muszę pójść do składu, gdzie czekają na mnie interesanci.
Nesser zbliżył się do rannych oficerów.
— Jak się pan dostał do nas? Przez Syberję chyba, bo podróż morska od północy nie zupełnie jest bezpieczna? — zapytał jeden z oficerów.
Reporter zaśmiał się głośno i opowiedział im swoje przygody. To odrazu wzbudziło sympatje dla dzielnego i przedsiębiorczego korespondenta. Nawiązała się rozmowa szczera, nieprzymuszona. Nesser rozpoczął ją w sposób, który całkowicie ujął nowych znajomych.
— Francuski naród i armja nigdy nie zapomną tej nieocenionej pomocy, jakiej doznały od wojsk rosyjskich, gdy w najcięższych momentach zaangażowały znaczną część niemieckich sił — powiedział Nesser.
Rotmistrz pułku gwardji, książę Baratyński, z ogniem w pięknych, głęboko zapadłych oczach i z rumieńcem, nagle wykwitającym na bladej twarzy, zawołał:
— Spełniliśmy swoje zobowiązanie względem Francji i przysięgę na wierność cesarzowi i Ojczyźnie! Byłem przy generale Samsonowie w bitwie pod Tannenbergiem. Wciągnięto nas tam do zasadzki. Trzy korpusy zostały zniesione. Połowa poległa na polu bitwy, 60 000 dostało się do niewoli. Nieszczęśliwy