Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/396

Ta strona została uwierzytelniona.
348
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Lenina o miłosierdzie. Dzierżyński doradzał odmowę, gdyż jakiś stosunek pomiędzy straconą Frumkin a obywatelką Remizową istniał niezawodnie.
— Remizowa?... Remizowa? — powtórzył Lenin. — Kiedyś słyszałem to nazwisko...
Wzruszył ramionami i napisał na czerwonej kartce dwa słowa:
— Wyrok zatwierdzam.
Sekretarz opuścił gabinet.
Lenin chodził po pokoju. Czuł dreszcze i chłód przenikliwy.
Nie mógł się uspokoić.
— Napiłbym się gorącej herbaty... — pomyślał.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina czwarta. Zamieć nie ustawała. Siekła szyby, szeleściła po murach, wyła w kominach.
Lenin starał się o niczem nie myśleć. Wiedział, że natychmiast ogarną go ciężkie zwątpienia, osłabiające wahania, zrodzone pod sklepieniem „czeki“. Tymczasem musiał być twardy, nieustępliwy i spokojny, bo przeczuwał nową potyczkę w Radzie komisarzy. Już zaczął obmyślać plan swego przemówienia i sposób postępowania z najbardziej odpornymi towarzyszami, gdy spostrzegł leżącą na posadzce kopertę listu Dzierżyńskiego.
Podniósł ją i przeczytał czerwony napis: „Wszechrosyjska nadzwyczajna komisja śledcza w sprawach kontrrewolucji, sabotażu i spekulacji“.
— Śledcza komisja? Czeka — uśmiechnął się Lenin, podnosząc ramiona. — Nie! Jest to nieznana dotąd forma sprawiedliwości. Rękawica, rzucona moralności całego świata! Oskarżyciel i — jednocześnie sędzia i kat!... To nie mieści się w żadnej prawniczej głowie zachodniej! U nas, w Rosji, „świętej“ ujdzie! Przecież policmajster Bogatow opowiadał, że chłopi sami oskarżyli cygana i Tatarów o kradzież koni, sami osądzili na śmierć i pokarali ich, zabijając drągami i oddając na pożarcie mrówkom! Chłopów to nie zdziwi, a o nich mnie tymczasem najwięcej chodzi!
Zaśmiał się głośno i kręcił kopertę w palcach. Po chwili spostrzegł, że we wnętrzu jej leży mały, zmięty skrawek papieru.