Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/433

Ta strona została uwierzytelniona.
379
LENIN


rzyły strach od słonecznych gajów Krymu, aż po pustynne, tundrą pociągnięte brzegi morza Białego... Siały dreszcz mistyczny.
— Antychryst przyszedł... — szeptali ciemni chłopi. — Zguba, śmierć idzie, zagłada rodzaju ludzkiego... Któż z nas oprze się? Kto zwalczy wroga Chrystusowego? Gorze nam! Gorze!
Z jękiem i westchnieniami wpadali w bezwład, w rozpacz, odbierającą resztki sił i myśli. Wyglądali Archanioła z ognistym mieczem kary i z trąbą złocistą, wołającą na sąd ostateczny przed końcem świata.
We wsi, gdzie przebywał Grzegorz, działo się coraz gorzej.
Komisarze z „biedoty“, widząc przestrach i pokorną obojętność, zaczęli znęcać się nad ludnością. Targali za brody starców, urągali sędziwym wieśniaczkom. Porywali młode kobiety i dziewczęta, poili je wódką, urządzali z niemi orgje dzikie, rozpustne, obdarowując sztukami barwnych perkalików, pstremi chustkami, wstążkami.
Zgnębione jednostajnem, ubogiem i nędznem życiem, kobiety szybko zrozumiały swoją sytuację. Były pożądane, więc mogły wykorzystać to. Pozbawione trwałych zasad moralnych wkrótce przeszły ciałem i duszą na stronę zwycięzców.
Nowa klęska spadła na wieś. Rozwiewały się, jak opary nad łąkami, tradycje rodzinne, stare, dobre obyczaje.
Obok chaty, zamieszkałej przez Grzegorza Bołdyrewa, stał dom niegdyś bogatego wieśniaka, Filipa Kuklina.
Zupełnie zrujnowany przez komisarzy wpadł w rozpacz. Jedynem podtrzymaniem jego stała się żona, młoda, rezolutna Darja. Nikogo się nie obawiając, urągała władzom, sypiąc dosadne słowa, niby z rogu obfitości.
Urodziwa baba o śmiałych oczach i białych, równych zębach wpadła w oko sekretarzowi Rady wiejskiej. Pod jakimś zmyślonym pozorem zwabił ją do siebie i zatrzymał na hulankę z muzyką, wódką, tańcami. Darja powróciła do domu pijana, wesoła, rozbawiona.
Na wyrzuty i upomnienia męża machała ręką i powtarzała:
— Gwiżdżę na ciebie i na nasze życie marne! Choć krótko, a użyję! Chcę żyć dla siebie...