Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Amen! — odrzekł młodzieniec. — Dziękuję, ojcze, za słowa pociechy i nadziei, bo niewinnie tu zostałem wrzucony.
Mnich wyszedł i ciemność znowu ogarnęła wstrętny, cuchnący loch, a cisza grobowa nawaliła się, niby ciężka góra, niczem niewzruszona.
Gorąco się modlił Marcinek, Bogu dziękując za świt nadziei, prosząc Go o łaskę i pomoc w okrutnej doli.
Nazajutrz Jaszka przyszedł zaniepokojony, przyniósł wór sucharów i wiązankę suszonych ryb.
— Słuchaj! — szepnął. — Dziś wezwano przeora do trzech klasztorów w ważnych sprawach. Bierze mnie ze sobą dla posługi... Musimy odłożyć. Do ciebie będzie teraz Sawa przychodził. Będzie on patrzył, czy rychło umrzesz, wodę przynosił i rzucał suche kromki chleba i ogony śledzi niedojedzonych. Strzeż się go! Nie ufaj! Jęcz z bólu i tęsknicy, gdy będzie stał nad ciemnicą twoją, błagaj o zmiłowanie...
— Zmiłowania prosić nie będę, a jęczyć będę tak, że aż w Moskwie słychać będzie — odrzekł chłopak i nagle zapytał:
— A może go odrazu wciągnąć tu?
— Ej, nie! Skuty jesteś, a Sawa — mocarz, niczem niedźwiedź bury. Ktemuż, jeżeli on z tobą tu będzie — któż wam jadło i wody przyniesie? Z głodu zamrzesz.. Ja przyniosłem ci sucharów i ryb, schowaj pod słomę na czarną godzinę! — doradzał mnich.
— Ojcze! — rzekł Marcinek. — A w skicie będziecie?
— Będziemy...
— Postarajcie się zobaczyć ową dziewczynę, co ze mną tu przybyła, i powiedźcie jej tak: „Bądź pokorna, do pracy i posłuchu ochotna, bo dzień wyzwolenia nadchodzi“.