Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/256

Ta strona została przepisana.

służąc. Słyszał bowiem od ojca, że w Rzeczypospolitej, która nad Dniestrem rubieży ojczystych broniła przed Tatarami i Turkami, coraz głośniej rozlegały się oskarżenia, że przyczyną nieszczęśliwej wojny byli lisowczyki, których król Zygmunt nieopatrznie, aby ich gwałtów się wyzbyć, cesarzowi w sukurs posłał.
Mówiono też, że od lisowczyków poszła zaraza nieposłuchu, bo już inne chorągwie, a nawet kwarciane hardo głowy podniosły.
Myślał tedy junak, że wojna moskiewska, niemal samem wojskiem zmarłego pułkownika Lisowskiego prowadzona, Rzeczypospolitę o słabość przyprawiła i plagę niekarności rzuciła.
A wtedy kajał się i bił w piersi, szepcąc suchemi ustami:
— Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina! Boże bądź miłość dla mnie grzesznego!
Zwierzał się ze swoich zwątpień przed innymi Lisami dawniej w chorągwiach Kleczkowskiego, Rusinowskiego i Rogawskiego służących, a ci uspakajali go, jak mogli:
— Prawda to jest — mówili — że hetman nasz, świeć Boże, nad jego duszą! winien był harców samowolnych na rzecz fałszywych carów-Dymitrów, ino wszakże sławnie, jak nikt, wolę króla, hetmanów i Sejmu wypełniał! Odkupił chyba swoje winy ciężkie, a sławą wielką oręż polski okrył! Nie byłoby, gdyby żył pan Aleksander Lisowski i pułkownik Czapliński, co na Rusi zginął, ich wojsko o niecnotę oskarżone i niemal na banicję skazane! A i to rzec należy, że nie wszystkim słuchom wierzyć można, bo to watahy hultajstwa pod lisowczyków się podszywają i sławie ich mocno szkodują!