Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję waszmościom za pomoc i przybycie do mnie! Mości pułkowniku Lisie, podzielisz swoich ludzi na cztery setnie, bo z takiem towarzystwem nie będziesz umiał sobie radzić. My — nie husarze skrzydlaci, których siła — w ciężarze i liczbie. Nam — zwinność, lot jaskółczy i robota w pojedynkę za broń służą najzacniejszą. Poruczników dla secin nowych później wyznaczę, gdy obaczę was w robocie, jacy zacz jesteście!
Odjechał dalej.
Przyglądał się Haraburdom i Ossendowskim z Pokunina, którzy nie z Lisami, lecz z Haraburdami trzymali się w szeregach, jako, że te dwa gniazda mocno były ze sobą skoligowane i po mieczu i po kądzieli.
Na Białej Rusi z tego pokrewieństwa nawet gadka powstała: „Taki dobry Ossendowski z Pokunina — Lis, jak Haraburda z Żebrowszczyzny — Abdank.“
Z Homelmujżów zaś i z Lisowa Ossendowscy łącznie z Lisami wystąpili, bo ci siedzieli w Ossendowicach, a tamci znów w Lisowie, którego nazwę od dawnego gniazda, nad Bzurą opuszczonego, przenieśli do Inflant za Batorego.
Długo robił przegląd pan Lisowski nowozaciężnych Kozaków dońskich. Zwerbował ich strażnik oboźny, Stanisław Krupka, oraz towarzysz dawny hetmański, Jakób Korniakt, nad Don posłani.
Nad wolną rzeką znali i czcili Dońcy imię przesławnego pułkownika i w ogień za nim iść byli gotowi; to też sypnęła się na pierwsze wezwanie taka gromada, że panowie Krupka i Korniakt mieli nielada robotę wybrać, co najtęższych chłopów.
Siedzieli teraz Dońcy na lotnych koniach o garbatych pyskach, pochyleni naprzód na wysokich siodłach,