Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/58

Ta strona została przepisana.

— Trzeba więc coś poczynać, porywać się na rzeczy zuchwałe, bo periculum in mora,[1] mości pułkowniku! Teraz wóz, albo przewóz! Mnie poruczył król jegomość sprawy moskiewskie naprawić, chociaż i on, i ja wiemy, że do nich serca nie ma i w myślach ich nie trzyma. Donoszą mi, że krzyw na mnie jest król za zawieszenie broni, które podpisał de la Gardie, bo mu nóż do gardła przystawiliśmy... Czas przyszedł na robotę, ale jaka ma to być robota, jeszcze nie wyrozumiałem do sedna... Jeszcze nie!
Za drzwiami rozległy się okrzyki spierających się ludzi.
— Pan hetman nie kazał nikogo wpuszczać do siebie. Naradę ma z pułkownikiem, panem Lisowskim! — doszedł głos pachołka, stojącego przy drzwiach.
— Nie można z tem zwlekać, chłopie! — odpowiedział czyjś tubalny głos. — Idź i oznajmij, że poselstwo z Rusi przybyło...
— Zaś tam! — krzyknął pan Chodkiewicz. — Michałku, wpuść!
Drzwi się rozwarły szeroko i do komnaty wszedł towarzysz królewskiej husarskiej chorągwi, pan Tomasz Oleśnicki, strażnik oboźny.
— Wasza dostojność! Mamy siła gości i, suponuję, tyleż mieć będziemy nowin. Od knezia Mścisławskiego przybyli w poselstwie bojarowie Koszkin i Ableuchow z pocztem znacznym, a tuż za nimi wpadł goniec od knezia Pożarskiego z pod Moskwy z pismem odręcznem. Powiada, że dziś jeszcze przed nocą gnać ma nazad.
Chodkiewicz spojrzał na Lisowskiego i zamyślił się.

— Proś bojarów naprzód, mości strażniku oboźny, a goniec niech zaczeka w izbie pocztowej! — rzekł hetman marszcząc brwi.

  1. Niebezpieczeństwo w zwłoce.