Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/73

Ta strona została przepisana.

dłużej wyliczać, aby najjaśniejszy pan zrozumieć raczył, iż mogłem zapomnieć o winie swojej po tylu zwycięstwach a nadzieję żywić, że i mój król nie popamięta mi błędów moich, że łaskawie spojrzeć raczy na czyny cne...
Panom aż krew nabiegła do twarzy na tak śmiałą a rezolutną odpowiedź.
— Infamis jesteś i nie nam — Dymitrowi służyłeś! — rzucił król.
Panowie przybledli na myśl, co na to odpowie zuchwały pułkownik.
— Miłościwy panie, za rokosz pana Zebrzydowskiego już trzy lata temu wypadła ogólna amnestja. Ja się o nią nie upominałem, bo w innej stronie krwawe żniwo zbierałem. Sam sobie amnestję przed infamją wypisałem temi tu bliznami, trudami wojennemi, odwagą, jak powiadają, rycerską i junacką! A przecież Wy, dumni, wysoko urodzeni panowie, zwykli jesteście mówić: „czy to infamis dla rekuperowania czci taką czyni odwagę?!“ Tak myślę o owej infamji, która nie wadziła hetmanom Żółkiewskiemu, Chodkiewiczowi i Janowi Potockiemu mnie — infamisa na wyprawy maximi valoris posyłać, gdy innym na to ducha nie stawało!
Król oczy spuścił, bo wiedział, że zuchwały pułkownik prawdę mówił. Panowie zaś niemal z zachwytem łowili teraz każde słowo Lisowskiego.
— Herbu Jeż i sam — istny jeż! — pomyślał pan Piotr Sieniawski.
— A, że Dymitrowi służyłem — to służyłem! Ino cóż miałem czynić? Potężni, co w rokoszu brali udział, sianem się wykręcili, a nas — chudopachołków mogli do wieży wrzucić, albo na gardle skarać. Miałżebym