Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czekajcie no chwilkę niedługą, cny panie, skoczę po Marusię Komarnicką i Eljaszową Kaśkę z Popielowej sadyby. Trza, by i one posłyszały słowa wasze...
Wkrótce Zawisza Czarny powtarzał to samo Komarnickiej i Popielowej, a one w mig pojęły, jak wielki zaszczyt spada na ich rody, gdy sam Sulimczyk sławny, królów druh i obrońca, synów ich małoletnich pod niebiosa wynosi, naukę im i pieczę nad nimi przyobiecuje.
Jedna po drugiej chyliły się do kolan rycerza i słowa podzięki szeptały w zachwycie.
A w dziesięć dni później w Garbowie na ubitym gliną ze żwirem dziedzińcu przed dworem, z okrąglaków modrzewiowych budowanym, można już było widzieć ciągłe zapasy zbrojne. Dwie pary chłopaków w pieszym szyku rąbały się na topory, to znów z kopijami lub na miecze ścierały się w konnym rynsztunku.
Siedzący w cieniu okapu wysoki starzec głaskał się po srebrzystej brodzie, mrużył oczy i od czasu do czasu pokrzykiwał:
— Przytnij wartko! Nie odrzucaj ramienia, bo piersi sobie odsłaniasz! Andrzejko, uważaj, chłopie, że to Waśko przed tobą nie zaś jakiś tam komtur krzyżacki, pofolguj przeto i bacz, byś malca nie popsował nieoględnie! Bogdanko ukosem tarczę podstawiaj, bo gdybyś tak nawprost na naszego utrafił pana, on by cię z tarczą i karkiem końskim na poły przepłatał... Patrz no, Andrzejko, na tego Raszka, zacnie już kopiją robi... tylko patrzeć poślę go gonić do pierścienia!
Tak przygadywał i cieszył się mistrz od wszelkiej broni, stary Krystyn Chwalibóg, który wszystkich Sulimczyków, Powałów, Toporczyków i Szreniawitów za młodu do bojów sposobił, a teraz na stare lata u Zawiszy powoli, pogodnie dogorywał.