Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

w kierunku włączenia swego kraju do ogólnego prądu cywilizacji współczesnej. Jednak anarchiczne usposobienie Berberów, pewne dynastyczne niesnaski, agitacja, prowadzona przez niektóre bractwa religijne, kierowana przez marabut’ów, w nowszych zaś czasach tajna, burzycielska robota agentów sowieckich, nieraz — ciemnemi chmurami zasłaniają życiowy horyzont Sułtana. Ta chmura odbiła się na twarzy Mulej Jussefa. Blada, rozlana, rozumna twarz, o tęsknych oczach i zmarszczkach — śladach uporczywych ciężkich myśli — świadczy wyraźnie o życiu, pełnem trwogi i troski.
Orkiestra wita władcę grzmiącym marszem, wojsko prezentuje broń, a później, wyciągnąwszy się szpalerem, konwojuje orszak sułtański aż do meczetu El-Sunna, gdzie władca będzie się radził Allaha i prosił go o pokój dla kraju, świetność i o szczęście dla swego panowania.
Powracamy do hotelu, przecinając francuską dzielnicę. Dziwnemi się wydają malowniczy pałac Rezydenta, gmachy urzędów, piękne wille, ciągnące się aż do brzegu Oceanu; starannie i artystycznie utrzymane ogrody i parki, obok wyglądających z różnych stron różowych murów i bram ze staremi napisami; pełnej zadumy i rzewności Czella; zagadkowej wieży Hassana; potężnego czworoboku kasby Udaja i widzianego przed chwilą orszaku Sułtana, jego czarnej gwardji, prastarej etykiety i odganiaczy much.
Jednak chociaż zdumienie przeważa narazie, po chwili zjawia się uczucie dumy, mimowolna radość, że cywilizacja białej rasy umie uszanować i przechować zabytki przeszłości nietylko w kamieniu lub bronzie, lecz w obyczajach i kulcie, że potrafi spokojnie kierować swoją pracą i życie obok obcego duchem prądu myśli i życia odmiennych ludów.
Gdy podczas swoich podróży zdarzało mi się zagłębiać w masę kolorowych ludzi, zawsze czułem niebezpieczeństwo, grożące im ze wszystkich stron, ich bezradność i trwogę przed nieznaną przyszłością. Tu