Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

warzyszy mi w podróżach, bo te szczyty śnieżne i dziewicze były dobrą wróżbą dla mnie, wciąż jeszcze gorączkującego i pokaszlującego dość żałośnie.
Lecz tu, w Marrakeszu, nikt nie potrafi chorować! Czułem to wyraźnie, gdy wdychałem pomimo upału czyste, świeże powietrze, w którem się rozpuszczały strugi niewidzialne, zalatujące od śnieżnych grzbietów.
W Rabacie byłem tak słaby, że gdy p. Urbain Blanc, porywczo, z ogniem opowiadając mi o Marokku, brał mnie za guzik mojej kurtki i zlekka pociągał ku sobie, chwiałem się na nogach, a teraz tu, już po godzinie pobytu, czułem się silny i zdolny do przejścia przez lodowce Atlasu.
Wszyscy chorzy na ciele i duchu, wszyscy powinni jechać do Marrakeszu! Tam, w cieniu palm, w pięknych parkach, w zaciszu panteonu szerifów Saadien, w obliczu wyniosłej Kutubia lub przy grobowcu Jussef Ben Taszfin’a, przy ożywczych fontannach z wodą, mknącą ze śnieżnych pól Atlasu, odlecą od nich choroby i troski. Zostanie, być może, smętek, obłok tęsknoty, lecz to takie lekkie, powiewne, jak miraż w pustyni, jak szmer padającej strugi wody w fontannie Siddi Hassan...
Dlatego mają tu swe domy, wille i pałace sam Sułtan, „wielcy kaidowie“ gór, baszowie, imamy, bogaci kupcy z Fezu, Meknesu i Rabatu, a wcale nie dlatego, że Marrakesz jest „Paryżem Marokka“, gdzie w pewnych okresach samych tancerek i śpiewaczek wiotkich, pięknych i namiętnych — liczą na tysiące. Nazajutrz od rana byliśmy już z Zochną na mieście. Mieliśmy od ministra p. Blanc list, polecający nas jednemu z wybitnych urzędników administracji francuskiej, lecz przedtem, chcieliśmy przebiec przez miasto, aby się trochę zorjentować i zyskać ogólne wrażenie.
Nic nadzwyczajnego naraz nie widzieliśmy, oprócz pięknej baszty Kutubia i meczetu przy niej. Meczet — ogromny, imponujący gmach, po części jest już skazany na ruinę. Meczet trwa w dobrym stanie. Przez całą swą wysokość, dosięgającą 67½, metrów, Kutubia