Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/386

Ta strona została skorygowana.

— Nic! Najspokojniej w świecie odesłał ją do pokoju niewolnic i spędził noc samotny! — odparł z westchnieniem zrozpaczony ojciec. — Widocznie niema na to woli Allaha. Niech będzie imię Jego pochwalone!
Gdy zaczęliśmy pić herbatę, gospodarz z synem odeszli, aby spożyć obiad z mężczyznami-domownikami, a jeden z kuzynów Si Mohameda czynił honory domu.
Opowiedziałem pobieżnie o tym obiedzie, bo Zochna szczegółowo opisała już taki obiad w Meknesie. Tu powtórzyło się wszystko to samo, bo etykieta w całym Mahrebie jest zupełnie jednakowa. Jedliśmy i tu trzema palcami prawej ręki, maczając oderwane kawałki mięsa, lub chleba w sosach i wyławiając niemi jarzyny. Zauważyłem, że Zochna doszła już do pewnej wprawy i dawała sobie radę z trudnem zadaniem estetyki arabskich obiadów. Opowiedziałem naszym biesiadnikom, że jeszcze bardziej energiczne sposoby jedzenia istnieją w Mongolji. Tam podają albo całego barana, albo olbrzymie kawały gotowanego mięsa i wszyscy rzucają się do jedzenia z długiemi, ciężkiemi nożami, krając niemi mięso i rozłupując kości ze szpikiem. Gospodyni zaś obchodzi ucztujących i uważnie przygląda się ich rękom. Jeżeli z łokci gości spływa tłuszcz, to znaczy, że danie było dobre.
Na obiedzie arabskim można być nawet w smokingu, zachowując pewną ostrożność i rozwagę; na mongolskim zaś — obiedzie — najlepiej być obnażonym do pasa, bo człowiek ucztujący, podług mody, panującej w kraju Dżengis-chana, powinien z konieczności i dla przyjemności nadobnej gospodyni umorusać się od czubka głowy, aż do pasa, a inni biesiadnicy w zapale dobrego apetytu dokonają reszty, zachlapawszy tłuszczem swego sąsiada z boków i z tyłu.
Co prawda, w Mongolji nikt nie nosi smokingów, a po paru obiadach ubranie nabiera niezwykłej odporności i nic już mu zaszkodzić, ani pomóc nie może,