Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— To i prycze trzeba porobić — przypomniał Ołeksa — bo gdzież spać będą?
— Nie! Panowie oficerowie przywiozą łóżka polowe. Wy zrobicie tylko półki przy ścianie, równo ubijecie ziemię, żwirem z potoku okryjecie, a z góry narzucacie łap świerkowych.
W pół godziny po tej rozmowie wszyscy wraz ze Świrczykiem i Bajbałą siedzieli przy stole w gajówce i w milczeniu posilali się tłustą, smakowicie pachnącą kaszą, zagryzając razowcem ze słoniną. Chleb dał gajowy, płacheć słoniny wydobyto z „czarownych“ torb strzelca. Popijając herbatę, Brzeziński mówił do zebranych:
— Podzielimy teraz pracę, bo mamy jej sporo! Niech tedy tak będzie: Miko, Ołeksa, Świrczyk i Bajbała mają całą parą budować szopę dla myśliwych. Wasylko z Mitrem obejdą cały teren łowiecki, a patrzcie i słuchajcie chłopcy, co się w puszczy dzieje, zajrzyjcie aż do grani i z Zielonki rzućcie okiem dokoła, po całej okolicy, czy nie unoszą się gdzieś dymy i czy kogokolwiek nie widać po lasach czy nad rzeką. My zaś z Gabarą na podsłuchy pójdziemy, by wiedzieć, gdzie na rykowisko wychodzą jelenie...
— One, panie, nad Kluczykiem poczynają już ryczeć — zauważył Bajbała, lecz Jerzy nie dowierzając gajowemu, ręką skinął i mruknął:
— Zajrzymy i na Kluczyk, chociaż on od dużego płaju za blizko leży...
— Hi-hi-hi! — nie wytrzymał Gabara — żeby byki ryczały nad Kluczykiem, no-no-no! Toż to, chłopie, albo ci się przysłyszało, albo jakaś zbłąkana krowa z Sygacza ryczała, hi-hi-hi!
Huculi parsknęli głośnym śmiechem, Jerzy zachowywał powagę i spokój, od czasu do czasu pogardliwie spoglądając na gajowego, który o zwierzynie i łowach nie miał najmniejszego pojęcia, o czym w swoim czasie strzelec uprzedzał majora Rzęckiego.
— No, to i już! Zaczynajmy robić! — powiedział wstając od stołu. — Iwanie, zaraz idziemy, tylko buty ściągnę i kierpce włożę...
Za kwadrans szedł już za kłusownikiem i z radością mu się przyglądał. Iwan skradał się przez puszczę, prześlizgiwał