Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

no, panie Jurku, że pan bardzo mnie dziś zasmucił, ale też i bardzo... bardzo... Słowem jest pan strasznie miły i... dobry!
Jerzemu oczy się rozjaśniły. Chociaż nie rozumiał, co właściwie chciała mu tym wyrazić ta dziwna dziewczyna, jednak czuł, że mógł się cieszyć i być szczęśliwy. Zamierzał powiedzieć jej o tym, lecz wpadła Kazia i chichocząc opowiadała:
— Jeden kotlet się przypalił i mamusia wyrzuciła mnie za to z kuchni!
— I dobrze mamusia zrobiła, bo gdzież to widziane — przypalać kotlety! — zaśmiał się wesoło Jerzy.
Panienki zakrzątnęły się koło stołu, szybko nakryły go inną serwetą i ustawiły naczynia.
Brzeziński pomagał im przynosząc talerze i półmiski.
— Wcale panu to składnie idzie — drwiła z niego Kazia — a ja myślałam, że pan to tylko do strzelania zdatny.
— Piękne czekają mnie lekcje z panią — odciął się Jerzy — muszę brać ze sobą karabin maszynowy do obrony.
Po obiedzie, który minął w wesołym nastroju, Brzeziński posiedziawszy trochę w saloniku, pożegnał swoje miłe znajome i, chociaż miał jeszcze sporo wolnego czasu, powrócił do koszar.
Chciał rozmówić się z sierżantem Bielskim i prosić go o przepustki na lekcje z panną Stefanią i Kazią. Bielski wysłuchał go uważnie, pomyślał i marszcząc brwi powiedział:
— Służba w wojsku trwa niedługo. Uczyć się możecie po wyjściu z wojska. Pierwsza rzecz nauczyć się być dobrym żołnierzem...
Jerzy nie wiedział, jak będzie z tymi przepustkami, bo sierżant właściwie nie dał żadnej odpowiedzi.
Nazajutrz Brzezińskiemu wydało się, że Bielski rozgniewał się na niego za jego prośbę, bo przez cały dzień robił mu uwagi to za jedno, to za drugie, patrzał na niego spode łba, a gdy stał na warcie przechodził parę razy i ostrym wzrokiem przyglądał mu się badawczo.
— Pokaże mi on teraz, gdzie raki zimują — myślał Jerzy i miał się bardziej niż zwykle na baczności.
Tymczasem sierżant wcale nie gniewał się na Brzezińskiego. Przeciwnie myślał o nim bardzo serdecznie i życzył mu jak najlepiej, gdyż polubił chłopaka. Cenił w nim jego wrodzone zalety żołnierskie i pragnął wychować go na wzorowego żoł-