Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziadowie znają prawdę — wtrącił z wyrzutem Dymitro i znowu pogłaskał grenadierskie bakobrody.
— Jak byście zgadli! — ożywił się gość. — Zeszłego roku jeździł po Wierchowinie jakiś uczony pan ze Lwowa...
— Ze Lwowa, oho! — pokręcił głową gazda.
— Ze Lwowa, uczony — powtórzył Jur — i tak nam gadał, że teraz już wiemy, skąd wywodzi się nasz ród Brzezińskich z Berezowa...
— No, to ród Berezowskich! Słyszeli my o nim — poprawił gościa Hłyszczan.
— Nie! Brzezińskich, bo ród nasz polski, a to Bojki przechrzcili nas na Berezowskich...
— N-nu, Bojki... — zamruczał z pogardą Hucuł, bo nie lubił Bojków.
— Wiemy teraz, że za czasów króla Jagiełły i świętej królowej Jadwigi przybyli nasi dziadowie na Berezowską ziemię i osiedli, bo niczyja była i puszczą okryta; własnymi rękami Brzezińscy wytrzebili na niej las, wykarczowali i ugory przeorali...
— Hej, to sławne było dzieło! — jakby ucieszył się Dymitr. — Tyle narodu teraz tam żyje, orze i sieje! Sławne dzieło, Boże!
— Jakżeż nie Boże?! — zawołał Jur. — A Hucuły wasze wciąż mruczą i mruczą: „zajdeje ci Brzezińscy, przybłędy“! Czyż Kosmacz, Żabie, Krzyworównia, Riczka, Kosów, Berezów i Hryniawa — nie stanowią jednej Wierchowiny?
— A no, a no! — potakiwał gazda pykając fajką.
— Może dlatego my — przybłędy, że Hucuły chodzą do cerkwi, a Brzezińscy — do kościoła?
Stary nic nie odpowiedział, wzruszył tylko ramionami, bo o tych sprawach własnego nie miał zdania, a zresztą obawiał się mówić o nich.
— Jeżeli tak, tedy spytam was — nalegał Jur — czy nasz katolicki Bóg jest inny od waszego? A Zbawiciel-Spas? A Jego Matka Przeczysta? A święty Jur? A święty Jan i inni — czy nie wszystko to samo? Ino wy mnie Jurem Berezowskim nazywacie, a Polacy — Jerzym Brzezińskim, to tak, jak gdybyście