Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

wy i przed wieczorem, rozstawszy się z Gabarą, powoli, by konia nie męczyć, powracał już do domu, gdy raptem koło Wowkowa Perełazu spostrzegł jakiegoś Hucuła, który ze ścieżki czmychnął do gąszczu krzaków.
— Hej, tam! Wyłaź, brachu, bo i tak ciebie znajdę i za uszy wyciągnę! — krzyknął Jerzy. — A nie waż się sprzeciwiać, bo mówi do ciebie starszy gajowy!
Długo nie miał żadnej odpowiedzi.
Hucuł zapadł w jakimś wertepie i zaczaił się.
Jerzy zeskoczył z konia, uwiązał go do świerka i wszedł do haszczy, bacznie rozglądając się a nasłuchując.
Gdy począł rozgarniać krzaki, wyskoczył z nich wysoki, barczysty chłop i począł uciekać.
Jerzy popędził za nim i dogonił.
— Stój! — krzyknął groźnie.
Hucuł pochyliwszy głowę umykał dalej.
Wtedy Brzeziński odrzucił się nagle w tył i pięścią ugodził w szczękę uciekającego człowieka.
Ten krzyknął i, jak gdyby mu ktoś nogi podciął potoczył się po pochyłości.
Brzeziński podbiegł i stanął nad nim, gotowy do odparcia napadu.
Chłop podniósł się powoli.
Jerzy pochyliwszy się zajrzał mu w twarz i krzyknął zdumiony:
— Wasyl Szaburak? A ty cóż tu robisz? To już i ciebie na kłusownictwo pociągnęło?
Chociaż mówił tak, sam jednak nie wierzył swoim słowom.
Przecież wiedział, że chłopak nie miał przy sobie broni, zresztą ubrany był w nowe kraszenice i kaptur.
— Gadajże, chłopie, żeby potem kramu nie było! — rozgniewał się w końcu Jerzy.
— Z Burkuta idę... Ciebie spostrzegłem, nie chciałem się spotykać, to i zacząłem uciekać — mruczał młody Hucuł, spoglądając na Jerzego spode łba.
Brzeziński nagle roześmiał się wesoło i zawołał:
— Ależ spotkanie! Dobrze, że się tak stało. Musimy przecież ze sobą pomówić w cztery oczy, Wasyl! Nie żałuj tego, żeś dostał ode mnie, bo należało ci się to za popsucie skóry żołnier-