Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzenie to było bardzo łagodne i bardzo piękne, bo i oczy były piękne — duże, szafirowe, otoczone czarnymi rzęsami i również łagodne, choć jeszcze przerażone.
— Cóż ja teraz zrobię z wami, moje wy biedactwa? — szepnęła panienka prawie z rozpaczą i pochyliła się nad tulącymi się do niej dziećmi, żeby ukryć przed gapiami łzy, które mimo woli napłynęły jej do oczu.
Zrozumiał to Jerzy i wnet ułożył plan. Był przecież żołnierzem i to nie tylko od dnia poboru ale z dawnych jeszcze czasów, gdy to na portkach i serdaku przynosił kapitanowi Żukowi z brygady karpackiej odciśnięte pieczęcie wojskowe. Umiał sobie radzić w każdej okoliczności i nigdy głowy nie tracił.
Właśnie w tej chwili przypomniał sobie budynek Pomarańczarni w parku. Przechodząc koło niej przyglądał się zawsze dozorcom. Byli to niezawodnie inwalidzi wojenni — nie inaczej, gdyż w przeciwnym razie skąd by się wzięły Krzyże Walecznych i medale na ich piersiach?
— Proszę pani — mruknął do panienki — ta chodźmy do Pomarańczarni! Tam wysuszymy tych mikrusów, no, i ja też do porządku się doprowadzę, bo wyglądam jak jasna cho... O, przepraszam! Wypsnęło mi się niestosowne słowo....
W tłumie rozległy się żarty. Na twarzy panienki przemknął cichy uśmiech. Uchwyciła się planu żołnierza i porwawszy dziewczynkę na ręce zawołała:
— Maniusiu, trzymać się mnie za szyję! Kaziu, idź przy mnie!...
Przecisnęli się wreszcie przez tłum i czym prędzej podążyli ku oszklonej budowli Pomarańczarni. Jerzy chmurzył brwi i klął w duchu widząc, że pozostawia po sobie mokre ślady. Za każdym krokiem woda głośno i jakby drwiąco cmokała mu w butach i wypluskiwała na żwir i cementowe płyty chodnika.
Nadrabiał więc miną, szedł dziarsko i sprężyście jak gdyby chcąc tym wyrazić, że nic szczególnego się nie stało. Ach, mokry jest? No, to i cóż, że mokry? Zachciało mu się wleźć do kanału z karpiami, to i wlazł. Ale nikomu w ogóle nic do tego!
Żeby jednak odwrócić od siebie uwagę przechodniów, przekomarzał się z Kaziem, mrużył to jedno, to drugie oko, robiąc