Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednak obawy majora znikły wkrótce. Stało się to zupełnie przypadkowo, ale za to raz na zawsze rozproszyło wszystkie wątpliwości dowódcy batalionu.
Dywizja, do której należał nasz pułk, dostała dwa dni odpoczynku, gdyż zakończono właśnie pierwszą część manewrów.
Do pułku, rozkwaterowanego w namiotach w pobliżu miasteczka, przyjechali goście — oficerowie z dowódcą sąsiedniego pułku.
Podczas wspólnej kolacji w zaimprowizowanym kasynie nawiązała się rozmowa o projektowanym polowaniu reprezentacyjnym z udziałem oficerów cudzoziemskich.
— Trudno będzie panu majorowi zorganizować takie polowanie w ciężkim terenie górskim — zauważył jeden z gości, zwracając się do majora Rzęckiego. — Znam tamte okolice dobrze, gdyż w cywilu jestem nadleśniczym w sąsiedztwie z jeziorem Szybene... Miejscowi gajowi nie znają się na polowaniu.
— Pan porucznik mówi zapewne o Onysymie Świerczyku i Hryciu Bajbale? — spytał major Rzęcki.
— To pan major słyszał już o nich? — zdziwił się porucznik.
I wtedy to Rzęcki opowiedział o Brzezińskim, którego zamierzał wziąć sobie do pomocy, lecz miał jedno poważne zastrzeżenie, dotyczące uprawianego zda się przez niego kłusownictwa...
— Przepraszam pana majora — przerwał mu porucznik — czy to nie Jerzy Brzeziński z Berezowa, co to przed kilku laty przeniósł się z ojcem do Mygli?
Major kiwnął głową i z zaciekawieniem oczekiwał dalszych wyjaśnień porucznika.
A ten aż zerwał się z krzesła i począł się śmiać na cały głos.
— Jerzy Brzeziński — kłusownik! A to pyszne! Przecież, panie majorze, ten chłopak uważany jest w górach jako najstraszniejszy dla kłusowników i nieubłagany wróg!
— Co pan powiada! — ucieszył się Rzęcki. — No, dobrze, lecz w takim razie, w jaki sposób Brzeziński, jak zresztą sam to mówił, tak dużo polował w górach i doskonale zna się na łowach?