Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawdziwe złoto! „Omega“ — dobry zegarek! To dopiero prezent co się zowie!
— Co to dla niego? Bogacz! — zauważył plutonowy.
— Bogacz, nie bogacz, a setny, rozumiejący człek! — surowym głosem upomniał go sierżant Bielski. — Serce i zrozumienie — to grunt, bracie!
— Pewno! — potwierdził kapral żując ostatni kawałek kiełbasy.
Obawy plutonowego co do kwatery dla Brzezińskiego okazały się płonne.
Starosta dowiedziawszy się o bohaterskim czynie strzelca i danym mu urlopie zaprosił go do starostwa i umieścił w gościnnym pokoju. Brzeziński idąc do miasta obiecywał sobie zajrzeć do kina i zrobić przegląd „fajnych panienek“, które tak zachwyciły plutonowego, lecz inaczej to wszystko wypadło.
Pan starosta zaprosił Jerzego na obiad do siebie i poznajomił go ze swymi synkami.
Chłopcy oczu oderwać nie mogli od dziarskiego strzelca, tym bardziej, że ojciec opowiedział im wszystko, co słyszał o nim od dowódcy pułku.
Podczas obiadu Jerzy rozgadał się na dobre.
Pięknie i zajmująco opowiadał o wartkich rzekach huculskich, o srebrzystych pstrągach, czatujących na zdobycz pod kamieniami i zatopionymi kłodami, o drapieżnych głowacicach i o jeleniach, co to przychodzą o świcie na wodopój i w różowej poświacie brzasku wydają się niby złote.
To opowiadanie popsuło wszystkie plany Jerzego.
Chłopaki rano i wieczór wyciągały go na łapanie ryb. Szli z wędkami na pobliskie jezioro i chwytali okonie, płotki i liny przy radosnych okrzykach synków starosty. Całe dwa dni spędził Jerzy łapiąc ryby, wysypiając się i jedząc za trzech.
Pułk swój odnalazł o dwa kilometry dalej, gdzie odbywały się ćwiczenia kopania rowów strzeleckich i stawiania zagród z drutu kolczastego.
Pociągnęły się znowu dni ćwiczeń, wart, patroli i marszów.
Pewnego razu przyszedł do niego uratowany przezeń mały saper z podziękowaniem.