Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

się groźna dla jeleni zgraja — niedźwiedź, dwa rysie i wilki, przychodzące tu z połonin, skąd biegł ich trop przez uroczyska puszczańskie.
Wypatrzył też Jerzy wrzosowiska i runo z krzaczków czarnych jagód, łochyni i borówek, gdzie na wiosnę musiały tokować głuszce, podsłuchał cichy poświst jarząbków i pomyślał, że myśliwi będą mieli pociechę z tego łowiska na wiosnę, w jesieni i zimie.
— Ha — mruknął do siebie — i w lecie też, bo w tym potoku, co w wąwozie mknie po złomiskach, rojno zapewne od pstrągów!
Rzeczywiście — gdy stanął nad wspienionym wartem i przyglądał się przelewającym się przez skały strugom, spostrzegł niebawem srebrne ciała ryb usiłujących przeskoczyć spadające kaskady i dostać się do źródlisk potoku.
Cały tydzień spędził major z Brzezińskim w okolicach Szybenego.
Po powrocie do Warszawy major Rzęcki otrzymał zgodę wyższej władzy na wysłanie Brzezińskiego raz jeszcze do puszczy, by mógł wszystko przygotować do polowań i zbudować koło gajówki zdatny do mieszkania schron, w czym miał mu dopomóc inżynier z sąsiedniego nadleśnictwa, oficer rezerwy warszawskiego pułku. Władze dały takie wyjątkowe zezwolenie, gdyż chodziło o to, by jak najwspanialej wypadły łowy, urządzane dla cudzoziemskich oficerów, którzy roznieśliby potem po różnych państwach sławę polskiej puszczy i doskonałej organizacji łowieckiej.
Jerzy ucieszył się z oczekującej go podróży do Wierchowiny, ale zarazem gryzła go myśl, że długo jeszcze nie zobaczy panny Szemańskiej.
W wolnych od zajęć godzinach poprosił o przepustkę i pobiegł na Bagatelę.
Z radością dowiedział się, że państwo Buscy już powrócili z Józefowa i że nauczycielka codziennie przed południem prowadzi Kazia i Maniusię do parku Łazienkowskiego.
Pierwszej zaraz niedzieli Brzeziński wybrał się do parku i spotkał nareszcie pannę Stefanię. Ucieszyła mu się szczerze, a dzieci uczepiły się jego rękawów jak dwie duże pijawki.
Musiał im opowiedzieć ze wszystkimi szczegółami o ma-